Recenzja trochę ironiczna i z przymrużeniem oka ale jaki film, taka odpowiedź. Jak w tytule, dokładnie takie mam uczucia odnośnie obejrzanego niedawno Kac Vegas. Co mnie do tego skłoniło? Na co mi to było? Dlaczego ten film zyskał taką popularność? Zacznę od początku, a mianowicie mój gust filmowy jest rozległy niczym majtki Nicki Minaj. Mam wiele filmów, które uważam za interesujące z wielu gatunków: dramaty, fantasy, science fiction, komedie, głupie komedie, obrzydliwe komedie, obrzydliwe horrory, horrory, thrillery lub jednostajne filmy w których pozornie nic się nie dzieje cały czas... Mogę tak wymieniać w nieskończoność, nie trawię jedynie westernów ale to wątek na inny post. Wiele z tego co widziałam zaliczam do kaszanów ale są i wyjątki, które mniej lub bardziej polecam lub które uważam za warte choćby miniaturowej dawki uwagi. Czy zachwalany przez wielu Kac Vegas do nich należy? Mówiąc szczerze i tak i nie, sama się sobie dziwię, gdyż wolałabym stwierdzić, że kategorycznie - NIE! Ale niestety nie mogę. Może jednak coś w tym filmie jest, coś więcej niż tylko głupawe przygody czwórki, a właściwie trójki bohaterów. Coś więcej niż gość bez zęba, koleś z ciążowym brzuchem, podrywacz laluś i dama lekkich obyczajów, świętsza od Matki Boskiej. Od zawsze wiadomo, że najlepszy efekt w filmach ale i w powieściach czy serialach uzyskuje się przy zestawieniu skrajnie różnych osobowości i tak mamy i tym razem. Goście, którzy teoretycznie nie powinni mieć ze sobą nic wspólnego, wyjeżdżają do Las Vegas, aby zaliczyć coś w rodzaju wieczoru kawalerskiego. Tam przeżyją szereg dziwnych wypadków i nic nie będą pamiętać z nocy, która je poprzedziła.
Zarysu fabuły nie muszę przytaczać, większość osób ją zna, a ci którzy filmu nie widzieli nie muszą wiedzieć nic nad to, co zostało już napisane. Teraz trochę pospoileruję o ile można o tym mówić mając do czynienia z głupawą komedią, lecz są ludzie, którzy nie lubią znać zakończeń i zwrotów akcji (np ja:P) więc uprzedzam. Czego się spodziewałam po tym filmie? Na pewno czegoś więcej niż otrzymałam. Po takich reklamach, komentarzach, rankingach, gdzie nie spojrzeć Kac Vegas najlepszą komedią dekady... Boki zrywać i bić pokłony, bo oto zaiste prawdziwe arcydzieło klozetowego humoru! Wielce uradowana tą wieścią, choć nie bez sceptycyzmu, podeszłam do oglądania, po ciężkim dniu liczyłam na relaks i coś co by mnie autentycznie rozbawiło. Niestety tego śmiechu nie było za wiele, właściwie ciężko mi przypomnieć sobie takie sceny, które byłyby bardzo zabawne. Ten tygrys w pokoju, kurczak, porozrzucane meble... Takie to na siłę, takie nie śmieszne nawet po kilku kieliszkach jabłkowego cydru. Nie uświadczysz tutaj ciętych ripost, śmiesznych tekstów czy komizmu sytuacyjnego. Chińczyk starał się ratować ile mógł wątek komediowy ale nie do końca mu to wyszło, choć i tak uważam go za jaśniejszą stronę tego filmidła. Nie mam nic do głupawego humoru, wręcz bardzo lubię tego typu filmy i np. taki twór Jackassów Bezwstydny dziadek, jest na całkiem niezłym poziomie jeżeli o to chodzi bo śmiałam się na tym niejednokrotnie. Na Kac Vegas ledwie pod nosem się zaśmiałam dwa albo trzy razy. Ubolewam nad tym, że współczesnym komediom często brakuje tego, co miały te z lat 90-tych. Może po prostu mój gust lub poczucie humoru się zmieniło? Chyba nie, bo czasem zdarzają się nowsze filmy, które potrafią mnie nieźle rozbawić, więc tendencja spadkowa istnieje.
Ocena końcowa: 6/10
Zdjęcia pochodzą z bloga: http://astrange.pinger.pl/m/16222666