piątek, 29 grudnia 2017

Kleopatra (1963) Cleopatra


Na wstępie muszę zaznaczyć, że za obejrzenie "Kleopatry" zabierałam się kilka ładnych lat. Zawsze zwlekałam z tym, nie było czasu lub wybierałam inne tytuły. Podchodziłam do tego filmu bardzo sceptycznie i szczerze mówiąc dałam się trochę zwieść otoczce, jaka przez lata od premiery narosła wokół tego tytułu. Że to teatralne aktorstwo, że wiele niezgodnych z historią faktów, że to takie "amerykańskie", że teraz już tak się filmów nie kręci... Racja, nie kręci się już z takim rozmachem... niestety! Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że takie opinie są bardzo krzywdzące, a sam film na pewno nie jest jedynie łzawym romansem. Pewnej długiej, bezsennej nocy stwierdziłam, że włączę w końcu ten film, może dzięki niemu szybciej zasnę, bo co może być fascynującego w oglądaniu mocno wymalowanej Elisabeth Taylor (której fanką wówczas nie byłam) krzątającej się po bogato zdobionych salach. Jakie było moje zdziwienie, gdy od pierwszych chwil nie mogłam oderwać oczu od ekranu i tak przez kolejne cztery godziny, aż do końca.




"Kleopatra", film o którym słyszał chyba każdy. Tak jak każdy kojarzy egipską władczynię, tak wiele osób automatycznie utożsamia ją z niezwykle charyzmatyczną Elisabeth Taylor, która w tej roli wspięła się na wyżyny swoich umiejętności aktorskich. Czy byłoby to możliwe, gdyby film był po prostu kiepski? Czy niebagatelny i rekordowy wówczas budżet opiewający na zawrotne $63 mln jest automatycznie gwarantem takiej popularności i odbicia się w popkulturze na zawsze? Oczywiście, że nie i jest tego wiele przykładów, szczególnie w tych nowszych produkcjach, ale zaliczyć do tego można też "Wodny świat", który przy budżecie $264 mln okazał się kasową klapą. Mi osobiście się nawet podobał, wcale nie uważam żeby był nieudany pod względem technicznym, jednak nie skradł serc krytyków, widzowie przyjęli go przychylniej, ale nadal daleko mu było do osiągnięcia sukcesu. Budżet "Kleopatry" był tak wysoki jak na tamte czasy, że koszty produkcji zaczęły się zwracać dopiero po 10 latach! Mimo to nie da się mówić o tym tytule przez pryzmat klęski, gdyż cieszył się przez lata ogromną popularnością. Czasem widząc dobry film można stwierdzić, że jednak brakuje mu "tego czegoś", tej ikry, tej bardzo wyrazistej postaci, w przypadku "Kleopatry" taką gwiazdą okazała się Liz Taylor, bez której ten obraz z pewnością nie zapadłby tak w masowej pamięci.


Taylor wcale nie była na początku brana pod uwagę do tej roli, poważną kandydatką była Susan Hayward, a Joan Collins została nawet zatrudniona, jednak przez opóźnienie zdjęć zrezygnowała. Do tytułu władczyni egipskiej startowała również Audrey Hepburn, jednak ostatecznie rola trafiła do Liz i... dobrze się stało. Eteryczna i delikatna Audrey prawdopodobnie miałaby sporą trudność w odnalezieniu się w roli dumnej, nieco despotycznej i bezwzględnej królowej. Taylor podsunęła pomysł, który zmienił całą produkcję. Stwierdziła, że skoro kręcą film o dumnej władczyni Egiptu, to przepych i rozmach produkcji muszą być również na nieznanym dotychczas poziomie i tak też się stało.


Film opowiada o władczyni Egiptu, która pragnie wyrwać swój kraj spod panowania Cesarstwa Rzymskiego. Wkrótce jednak miłość do dwóch mężczyzn, Juliusza Cezara i Marka Antoniusza spowoduje, że wszystko znacznie się skomplikuje i będzie miało decydujący wpływ na losy obu mocarstw. Opowiedziana historia nastawiona jest bardziej na sferę uczuć, jeżeli ktoś lubi filmy historyczne, w których głównym wątkiem jest w miarę sucha relacja wydarzeń i faktów, to zdecydowanie źle trafił. Tu mamy do czynienia z dramatem w pełnym tego słowa znaczeniu i większość scen to rozmowy pomiędzy bohaterami. Czy chociaż przez moment się nudziłam? Nie -
i to według mnie dowodzi genialności tego filmu. Dialogi, które może miejscami bywają lekko teatralne wcale nie tracą na wartości, wręcz przeciwnie, idealnie dopełniają obrazu. Świetny Rex Harrison w roli Juliusza Cezara był po prostu fenomenalny i to pomimo faktu, że jednak zupełnie nie pasował mi do tej roli. Inaczej wyobrażałam sobie Cezara i nadal tak jest, ale nie zmienia to faktu, że ta rola była świetnie zagrana. Muzyka zgrabnie wplatała się w akcję, nie była monotonna, a wręcz dość interesująca, co w tamtych czasach nie zdarzało się często. Mamy też do czynienia z wieloma wzniosłymi scenami, które zapadają w pamięci na długo, jak choćby scena wjazdu do Rzymu. To jedna z najbardziej widowiskowych scen jakie widziałam w życiu. To co jest tworzone obecnie przy użyciu komputerów może się przy tym schować.


Skoro są pozytywy, to wypadałoby i wspomnieć o negatywach. Ale czy na pewno? Nie jest to dla mnie przyjemne, bo byłoby to doszukiwanie się na siłę. Film w tej formie, w jakiej powstał, czyli widowiskowego dramatu historycznego jest po prostu doskonały i jakieś drobne minusy nie są w stanie tego zmienić.




OCENA KOŃCOWA: 10/10

Reżyseria: Joseph L. Mankiewicz
Scenariusz: Joseph L. Mankiewicz, Ben Hecht, Ranald McDougall, Sidney Buchman
Produkcja: Szwajcaria, USA, Wielka Brytania
Muzyka: Alex North

Obsada:

Elisabeth Taylor - Kleopatra
Richard Burton - Marek Antoniusz
Rex Harrison - Juliusz Cezar

Scena wjazdu do Rzymu:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz