środa, 10 grudnia 2014

Joy Fielding "Strefa szaleństwa"



To moje drugie spotkanie z tą autorką i ponownie czas spędzony nad książką, mogę uznać za udany. Jeżeli miałabym stwierdzić, co łączy jej powieści, to z pewnością byliby to pokręceni bohaterowie oraz wartka akcja. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że pomimo ekscentryczności tych postaci, jej powieści mają w sobie wiele autentyczności, bo w sumie nikt z nas nie jest normalny, każdy ma świra na jakimś punkcie, a i życie nie jest usłane różami...


Akcja rozpoczyna się w Miami, w barze o nazwie "Strefa szaleństwa". Jeden zakład, jeden wieczór, trzech mężczyzn - Jeff, playboy z rozbuchanym ego, jego brat Will, wrażliwy student filozofii oraz Tom, niebezpieczny i niepoczytalny szaleniec. Za barem dziewczyna Jeffa, Kristin, której uroda w dużym stopniu jest dziełem chirurga plastycznego. Ich życie zmieni się nieodwracalnie, gdy do baru wkroczy intrygująca brunetka...


Znając już styl Fielding, spodziewałam się dokładnie tego, co otrzymałam. Kolejny raz mamy przed sobą powieść sensacyjną, która równocześnie jest dramatem obyczajowym. Ponownie chylę czoła, przed pokazaniem ciemnych stron ludzkiej natury, bez wplatania odrażających scen, czy ciężkiego klimatu, pomimo tematyki którą podejmuje. To również ukazanie męskiej przyjaźni i solidarności w nieco innym świetle, takim w którym wcale nie jest, tak stalowa i niezachwiana, jak to jest często kreowane. Cała powieść to zgrabny komercyjny twór, łączący w sobie elementy psychologii, kryminału i sensacji. Lekturę można porównać do oglądania interesującego, ale też niezbyt wymagającego filmu dla czystej rozrywki. Pozytywem jest również to, że cała struktura powieści oraz akcja, były niezwykle gładko poprowadzone, a sama intryga, dobrze przemyślana.


Ocena końcowa: 7/10


Trup (2012) El Cuerpo


Ostatni film młodego, hiszpańskiego reżysera Oriol Paulo, przeszedł w Polsce bez większego echa. Zupełnie nie zasłużenie, gdyż jest to pasjonujący dreszczowiec z elementami kryminału, ciągłymi zwrotami akcji i świetną obsadą. Belen Rueda, znana przede wszystkim z takich filmów, jak "Sierociniec" czy "Oczy Julii", oraz zyskujący coraz większą popularność, Hugo Silva, są wisienkami na torcie w tym zimnym, niczym prosektoryjne chłodnie, thrillerze.


sobota, 6 grudnia 2014

"Mój przyjaciel Hachiko" 2009 (Hachi: A Dog's Tale)


Podobno pies jest najlepszym przyjacielem człowieka - o tym właśnie starają się nas przekonać twórcy tego filmu. Na pewno wiele osób słyszało historię Hachi, który niemal 100 lat temu (urodził się w 1923, a żył do 1935) przez dziesięć lat, oczekiwał na stacji Shibuya w Tokio na powrót swojego nieżyjącego właściciela. Wystawiono mu pomnik w tymże miejscu i co roku odprawiane jest w Japonii święto na jego cześć. Momentalnie przypominają mi się inne historie z całego świata, wyczytane w gazetach, wypatrzone w reportażach telewizyjnych czy po prostu zasłyszane drogą pantoflową, o psach, które kręciły się miesiącami lub latami w miejscach związanych z ich właścicielami, którzy odeszli. Trudno przejść obojętnie obok takich relacji. Czy film będący amerykańską adaptacją tych niesamowitych wydarzeń, również łapie za serce?

Maggie Stiefvater "Wyścig śmierci"


Do lektury tej książki podchodziłam z zupełnie czystą kartą. Nie wiedziałam nic o autorce, nie czytałam zarysu fabuły, nie miałam zupełnie pojęcia o czym jest ta opowieść. Kupiłam ją zupełnie w ciemno, skusiła mnie okładka (tak, jestem szalona) i nie żałuję tego faktu. Często rewersy książek, podają zbyt dużo informacji, zdradzając za wiele fabuły. Lubię tę niepewność i nutkę zaskoczenia, kiedy odkrywam po trochu wydarzenia. Nigdy nie miałam szału na punkcie koni, odczuwałam do nich jakiś bliżej nie opisany brak zaufania i rezerwę, podobnie jak do większości zwierząt gospodarskich. Jak czasem będąc na wsi, zobaczyłam gdzieś krowę na polu, to zawsze patrzyła na mnie zabójczym wzrokiem i zmierzała w moim kierunku. Wszelkie kozy, owce, konie powodują, że nie czuję się bezpiecznie w ich towarzystwie i nie wiem na ile miało wpływ na to wychowanie w mieście, a na ile osobiste preferencje. Co też może wyniknąć z książki, której głównym motywem są konie dla osób które się nimi zupełnie nie interesują? Jednego możemy być pewni sięgając po tę lekturę, że jest ona jedyna w swoim rodzaju!

Akcja powieści rozgrywa się na wyspie Thisby. Owa wyspa nie jest zwykłą wyspą. Jest miejscem do którego, jako jedynego miejsca na ziemi, przypływają niezwykłe stworzenia - konie morskie, zwane eich uisce. Co roku w listopadzie, amatorzy mocnych wrażeń z całego świata napływają do tej małej mieściny, aby oglądać Wyścig Skorpiona. Nie brakuje też chętnych do uczestnictwa w tych śmiercionośnych zawodach w których jeźdźcy dosiadają tych krwiożerczych, niezwykle szybkich i ogromnych koni. Stawka w wyścigu jest wysoka, na zwycięzcę czeka wieczna chwała i nagroda pieniężna ale ryzyko jest równie ogromne. Nie każdy z zawodników dotrze do mety...


wtorek, 25 listopada 2014

Wstręt (Repulsion) 1965



Uwielbiam czarno-białe kino. Dawne filmy mają w sobie niepowtarzalny klimat, klasę i elegancję. Aktorzy i aktorki, mówią oraz wyglądają w sposób, jakiego się dziś nie uświadczy i odczuć to można nie tylko w polskich filmach ale i tych zagranicznych. Postanowiłam obudzić z uśpienia, nieco zapomniany przez widzów film "Wstręt", który jest pierwszym nakręconym za granicą filmem Romana Polańskiego. Pomimo, że nie jest to horror, wywołuje we mnie gęsią skórkę i czuję się nieswojo za każdym razem oglądając go.

Carol Ledoux z pochodzenia Belgijka (w tej roli fenomenalna Catherine Deneuve) mieszka wraz ze swoją starszą siostrą Helen w Londynie. Carol pracuje jako manicurzystka w jednym z salonów piękności i prowadzi dość jednostajne, spokojne życie, wypełnione codziennymi rytuałami. Wszystko zmienia się w momencie, gdy do życia starszej siostry, coraz intensywniej wdziera się żonaty mężczyzna Michael. Dziewczyna nie może znieść tego związku i denerwuje ją wszystko co związane z kochankiem Helen. Sytuacja komplikuje się na dobre, gdy zakochana para udaje się na wakacje i pozostawiają Carol w domu z widmem zapłaty za czynsz i zajęciem się samej sobą. Wkrótce problemy, które młoda dziewczyna miała ze swoją psychiką zaczynają narastać w zastraszającym tempie, prowadząc nieuchronnie ku jej całkowitemu zatraceniu...

środa, 19 listopada 2014

Connie Brockway "Miłość w cieniu piramid"


O ile romans nie jest gatunkiem literackim szczególnie mi bliskim, ostatnio jednak dla relaksu i poczytania czegoś nastrajającego pozytywnie, pojawiło się w mojej biblioteczce kilka tytułów tego rodzaju. Szczególnie interesują mnie te, osadzone w XIX w. takim oto sposobem trafiłam na "Miłość w cieniu piramid". Dopiero po przeczytaniu dowiedziałam się, że autorka lubuje się w tworzeniu akcji swoich powieści właśnie w tych ramach czasowych, a bohaterami powieści często są Brytyjczycy, jak było też w tym przypadku. Z pewnością nie jest to ostatnia pozycja Amerykanki, po którą sięgnę.

Desdemona Carlisle (to imię, niczym w telenoweli brazylijskiej) jest wybitną znawczynią pisma hieroglificznego, władającą sprawnie pięcioma językami i wnuczką sławnego naukowca z którym mieszka w Egipcie. Tam też prowadzą swoje badania oraz poszukują skarbów. Niestety dziewczyna ze względu na długi dziadka i jego kompletny brak zmysłu praktycznego, zmuszona jest skupiać się na wiązaniu końca z końcem i wynajdowaniu sobie fuch. Tłumaczenie papirusów, napisanie generałowi listu do zazdrosnej żony i wiele innych, równie fascynujących zajęć to jej codzienność. Nie przeszkadza jej to jednak w posiadaniu służby, no bo jakżeby inaczej. Akcja powieści rozpoczyna się w momencie porwania dziewczyny, przez bliżej nie określonych opryszków. Wkrótce z ratunkiem przybywa jej rycerz na białej klaczy, Harry Braxton z którym łączą ją dość zawiłe przyjacielskie stosunki. Ona jest poprawną i niewinną młodą dziewczyną, on łobuzerskim złodziejem damskich serc i poszukiwaczem skarbów. Wkrótce do Egiptu przybywa kuzyn Harry'ego, który bardzo zainteresuje się młodą Desdemoną...

O ile nie można tutaj mówić o jakiejś niebywale zachwycającej fabule to z pewnością książkę czyta się bardzo przyjemnie i jest w niej to "coś". Akcja dzieje się szybko, bohaterowie są sympatyczni i nie całkowicie banalni. Poruszony jest też tutaj problem dysleksji, co prawda przesadzony ale to ciekawy motyw, gdyż nie przypominam sobie innej powieści w której bohater zmagałby się z tym problemem. Na plus miejsce akcji, czyli Egipt w czasach, nieustępliwych poszukiwaczy skarbów i kultury arabskiej współistniejącej z europejską. To książka na długi, jesienny wieczór dla pokrzepienia ciała i duszy, gdyż niesamowicie relaksuje i wprowadza nutkę przygody do naszego codziennego życia.

Ocena końcowa: 7/10

zdjęcie pochodzi z :
gandalf.com.pl

poniedziałek, 17 listopada 2014

Notatnik Śmierci (Death Note,Desu Noto) 2006-2007


Light Yagami z pozoru jest zwykłym uczniem szkoły średniej, uczniem wybitnym, ponieważ w ogólnokrajowym teście wypada najlepiej w skali kraju. Pochodzi z dobrej rodziny, szkolni znajomi zabiegają o jego uwagę, posiada wszystko o czym może marzyć chłopak w jego wieku. Lightowi jednak brakuje czegoś jeszcze, uważa, że jest stworzony do większych czynów, niż do zwykłego życia jakie prowadzą miliony ludzi. Nieoczekiwanie chłopak znajduje oryginalny notatnik, który posiada instrukcję obsługi z której to dowiaduje się, że za jego pomocą można uśmiercić dowolną osobę, warunkiem jest jednak poznanie jej prawdziwych personaliów oraz twarzy. Po wypróbowaniu notatnika Light’a nawiedza Bóg Śmierci, Ryuuk. Okazuje się, że jest właścicielem śmiercionośnego kajetu i specjalnie go zgubił licząc na to, że ten kto go odnajdzie, dostarczy mu rozrywki, wykorzystując go do zabijania. Nie mógł trafić lepiej, bo młody, inteligentny i ambitny uczeń okazuje się idealnym do tego celu. Jego ogromne poczucie sprawiedliwości, które popycha go do masowego mordowania skazańców, podejrzanych o morderstwa, wszelkich zbrodniarzy o których tylko dowie się z mediów, bądź za pomocą bazy policyjnej do której regularnie się włamuje. Wkrótce urasta w swoim mniemaniu do rangi Boga, a każdy kto tylko przeciwstawi się jego woli zostanie zlikwidowany. Na całym świecie powstają grupy ludzi wielbiących Kirę, jak nazwali go jego zwolennicy. Light pomimo młodego wieku, okaże się wodzić za nos całą policję zaangażowaną w śledztwo, jednak gdy na jego drodze stanie osławiony detektyw L, nie będzie mu już tak lekko. Rozpocznie się konflikt charakterów i walka pomiędzy tymi dwoma, obydwoje uważają siebie za ucieleśnienie sprawiedliwości i nie uznają porażki. Jedno jest pewne, żaden z nich nie zboczy z obranej przez siebie ścieżki...


Death Note to mistrzostwo w każdym calu. Już od pierwszych minut jest widoczne, że mamy do czynienia z dziełem nietuzinkowym. Mroczny klimat, dobra muzyka, wyraziści bohaterowie, ładna kreska i niesamowite zwroty akcji, oryginalny scenariusz to coś co wyróżnia tę serię. Właśnie scenariusz zasługuje na szczególne brawa bo z całą pewnością nie znajdziemy drugiego podobnego obrazu. Podobnie jest z bohaterami, szczególnie dwie główne postacie Raito i L, są stworzone z najwyższą pieczołowitością. Widzimy tutaj wojnę pomiędzy tymi dwojga, która z czasem przybiera coraz to nowe formy. Obydwoje mają silne poczucie sprawiedliwości, które popycha ich do nieustępliwej walki z przeciwnikiem. Na wielkie brawa zasługuje kreacja głównych bohaterów, pomiędzy którymi dochodzi do wojny charakterów i przekonań, są z jednej strony bardzo podobni do siebie, a z drugiej zupełnie różni. Jedno co ich łączy to niesamowita inteligencja i nie możność pogodzenia się z porażką, takiego duetu nie przypominam sobie w żadnym innym filmie czy też w anime.

Widzimy przemianę głównego bohatera, który z genialnego nastolatka zamienia się w mordercę bez skrupułów, który nie cofnie się przed niczym, aby tylko stać się bohaterem nowego świata. Psychologii nie brak w całym tytule od początku do końca. Klimatyczna muzyka buduje napięcie i wprowadza niezapomniany klimat, podobnie zresztą jak kreska i mroczne kolory - nie uraczymy tutaj słodkich intensywnych barw, w jakie zazwyczaj obfitują animacje z kraju kwitnącej wiśni. Również głosy aktorów są (jak niemal zawsze w takich seriach) bardzo pieczołowicie i trafnie dobrane, nie brak w nich emocji i oglądanie z dubbingiem innym niż japoński, odbiera wiele z efektu.



Gdybym miała znaleźć jakieś wady tego tytułu z pewnością byłaby to długość tej serii, która nawet zagorzałych fanów potrafi nieco nużyć od drugiej połowy serii, 37 odcinków to w tym przypadku nieco za wiele. Pomijając ten fakt anime to uważam za warte oglądnięcia i to nie tylko przez fanów animacji ale w ogóle kinomanów, bo niewątpliwie scenariusz jak i wykonanie są na naprawdę wysokim poziomie i kto raz obejrzał ten tytuł, nigdy go nie zapomni.

Ocena końcowa: 9/10


Gatunek: Kryminał, Psychologiczny
Odcinki: 37
Na podstawie mangi autorstwa: Tsugumi Oba i Takeshi Obata
Scenariusz: Toshiki Inoue

zdjęcia pochodzą z :
followingthenerd.com
chinesecartoons.wordpress.com
fanpop.com
deathnote.wikia.com

niedziela, 16 listopada 2014

Jak wytresować smoka 2 (2014)


Historia Czkawki i Szczerbatka (ehh te polskie tłumaczenia) jest dla mnie genialną opowieścią w stylu dawnych bajek. Można wręcz pokusić się o nazwanie jej baśnią. Od pierwszych minut seansu kompletnie zatraciłam się w tym świecie, czy podobnie rzecz ma się z sequelem?


Akcja rozgrywa się pięć lat po wydarzeniach znanych nam z pierwszej części. Postacie trochę pozmieniały się pod względem fizycznym, interesują się bardziej płcią przeciwną, jednak nadal mamy do czynienia ze zgrają niepoprawnych młokosów. Oczywiście biorąc pod uwagę życie Wikingów, Astrid urodziłaby już trójkę dzieci i była w ciąży z czwartym, tutaj jedynie główni bohaterowie ograniczają się do delikatnego całusa, no ale czego spodziewać się w końcu po filmie między innymi dla dzieci. Wszyscy żyją sobie harmonijnie w wiosce w której smoki, grają teraz główne skrzypce ale też pomagają mieszkańcom w codziennych obowiązkach oraz dostarczają rozrywek. Sielanka jednak nie mogła trwać długo, gdy Czkawka wraz z swym smoczym przyjacielem odkrywają szatańską intrygę, żądnego władzy nad smokami Drago Bludvista. Jak zwykle dwaj przyjaciele oraz ich paczka przyjaciół, będą musieli stawić czoło przygodzie i niebezpieczeństwu. Sytuację dodatkowo skomplikuje fakt, pojawienia się matki Czkawki, którą ten uznał za zmarłą.


Mission Impossible 2 (2000)


Długo zbierałam się do obejrzenia tej serii. Dlaczego recenzuję dwójkę, a nie jedynkę? Z prostej przyczyny, gdyż poprzednią część widziałam już dość dawno i niezbyt pamiętam fabułę. Nie wywarła na mnie zbytniego wrażenia, może po za słynną sceną "spuszczania na nitkach". To typowy, wysokobudżetowy, amerykański film w gwiazdorskiej obsadzie.


Ethan Hunt (w tej roli nie kto inny, jak Tom Cruise) powraca w kolejnej ważnej misji. Musi ocalić świat (jakżeby inaczej) przed śmiercionośnym wirusem, Chimerą, którego z kolei wykraść i rozprzestrzenić po świecie chce pewien terrorysta. Pomoże mu w tym haker Luther oraz piękna złodziejka. Na wykonanie niemożliwej misji ma on tylko kilka godzin...




Ten typ filmów charakteryzuje się dużym rozmachem i spektakularnością. Te tricki mają tu miejsce, jednak w niektórych scenach twórcy chyba zbytnio zagalopowali się w tego typu zabiegach. Momentalnie ma się wrażenie, że film jest parodią samego siebie, a znając podejście Toma Cruisa do swoich postaci, raczej taka opcja nie wchodzi w grę. Salta głównego bohatera, wspinaczki po pionowych skałach bez zabezpieczeń, skakanie niczym dziki kot - to wszystko w pewnym momencie staje się dość zabawne. Oglądając film można mieć silne wrażenie próby, dokonania kopii Jamesa Bonda, szczególnie w sceniw wyścigu, pomiędzy Nyah, a Ethanem. Według mnie dwójka jest o wiele lepszą częścią niż poprzedniczka. Sam fakt tego, że zupełnie nie pamiętam fabuły jedynki za tym przemawia.

Jeżeli chodzi o widowiskowość i rozrywkę, aby usiąść i obejrzeć film bez nudów i nie myśląc zbytnio, to jest on doskonałym oderwaniem od codzienności. Tym którzy liczą na bardziej zawiłą zagadkę, wątki psychologiczne lub skłaniające do refleksji, ten film z pewnością nie zadowoli.

Ocena końcowa: 6/10


Zdjęcia pochodzą z :
tenyearsago.wordpress.com
kingkinshuk.blogspot.com
movielistmania.blogspot.com

Morgana Gallaway "Słowik"



Czasem sięgam po tego typu, kobiece książki. Mój rozrzut gatunkowy jest dosyć spory i zależnie od nastroju lub tego co aktualnie mnie zainteresowało, dobieram pozycje do czytania. O tej autorce nie słyszałam nigdy wcześniej, do kupna skłoniła mnie jedynie niska cena i opis. Jak trafiam na rzut książek w promocji to najczęściej wychodzę z przynajmniej jedną, jest to silniejsze ode mnie...

Leila mieszka w Iranie, pochodzi z szanowanej rodziny i niczego jej nie brakuje. Niczego za wyjątkiem "normalnego" życia, gdyż opisywane wydarzenia mają miejsce w trakcie wojny. Ojciec dziewczyny angażuje się coraz bardziej w działalność anty-amerykańską, matka jest zagorzałą zwolenniczką tradycjonalizmu, a siostra opuszcza dom rodzinny, gdyż wychodzi za mąż. Leila za wszelką cenę pragnie zostać lekarką, studiowała oraz stara się o posadę w miejscowym szpitalu, na co jej rodzina nie patrzy przychylnie. Wkrótce dziewczyna rozpoczyna pracę w szpitalu w bazie amerykańskiej, gdzie robi za tłumacza, gdyż świetnie porozumiewa się w języku angielskim. Tam też coraz bardziej ciągnie ją ku pewnemu jankesowi. Będzie zmuszona wybierać, pomiędzy lojalnością wobec rodziny, a nowym uczuciem. Pomiędzy swoją pasją i przyszłością, a ojczyzną...

Nie spodziewałam się po tym tytule fajerwerków. Właściwie to co otrzymałam, było dokładnie tym czego oczekiwałam. Typowa historia, napisana prostym językiem, czyta się szybko i lekko. Pomimo banalności całej historii, książka nie przynudza. Na spory minus zasługuje postać samej głównej bohaterki, która ogarnięta jest wręcz obsesją medycyny. Nie interesuje jej nic po za tym, jej osobowość jest bardzo zubożona, jedynymi czynnościami, jakimi oddaje się w wolnym czasie jest czytanie podręczników medycyny, a w przerwach pomiędzy tym praca w szpitalu oraz rozmyślanie jak może zostać słynną lekarką. To powodowało, że jej postać była niezwykle monotematyczna i nieciekawa w dodatku dosyć mdła. Jej historia nie przejęła mnie zbytnio, żeby nie powiedzieć że wcale. Czy polecam tę książkę? Tym których interesują rejony bliskiego wschodu oraz romantyczne, życiowe książki, może ona przypaść do gustu. Według mnie jest takim średniakiem, nie jest ani dobra, ani zła.

Ocena końcowa: 5/10

zdjęcie pochodzi ze strony: lubimyczytac.pl

sobota, 15 listopada 2014

Powrót Zła (Mother's Day) 2010


Krwawa zabawa w kotka i myszkę, tak w skrócie można określić fabułę ósmego filmu głośnego reżysera Darren’a Lynn Bousman’a (Piła II, III, IV). Młode małżeństwo organizuje parapetówkę dla grupy przyjaciół z okazji zakupu dużego domu na przedmieściach, zabawę komplikuje im fakt, zbliżającej się trąby powietrznej. W tym samym czasie w mieście dochodzi do napadu na bank w którym zostaje ciężko ranny jeden z trzech braci, odpowiedzialnych za kradzież. Wkrótce okazuje się, że zakupiona nieruchomość, należała uprzednio do rodziny zbirów, a oni nie wiedząc o jej sprzedaży, wtargną do domu i wezmą na zakładników wszystkich imprezowiczów. Wkrótce potem przybywa na miejsce siostra oraz matka braci, która jest prowodyrką zła, kontynuowanego przez jej dzieci. Od tej pory zacznie się bezlitosna gra, pomiędzy oprawcami, a ofiarami, choć w miarę oglądania te granice się zatrą i ciężko będzie stwierdzić kto tak naprawdę jest tu ofiarą, a kto katem, co czyni ten film wyjątkowym i ambitniejszym. Miłośnicy gore, krwawej jatki powinni być usatysfakcjonowani, lecz nie tylko oni.

Twórca Piły II oraz jej dwóch kolejnych odsłon oferuje nam obraz z nieco wyższej półki. Tym razem nie stawia na przedstawienie wyrafinowanych tortur, lecz na coś z goła innego, choć trzeba przyznać, że jeżeli chodzi o przemoc, film jest nią przesycony. Nie jest to jednak jego wadą oraz nie jest jej w nadmiarze, jak niejednokrotnie w tego typu historiach jest to przedstawiane. Rzeczą, która różni ten film od całej wielkiej rodziny tego rodzaju produkcji jest doskonałe wręcz zobrazowanie psychologii postaci. Film ten bazuje na wielu aspektach, które powinny spodobać się bardziej wytrawnym kinomanom, ceniącym gry psychologiczne pomiędzy bohaterami. W filmie Bousman’a ukazane jest jak na dłoni to jak tak naprawdę kruche są kontakty międzyludzkie, jak niejednokrotnie okłamujemy sami siebie, bądź ludzi w naszym otoczeniu udając, że wszystko jest w porządku, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest. Dodatkowo okazuje się, że w sytuacji bezpośrednio zagrażającej życiu, przestajemy być ludźmi w powszechnym tego słowa znaczeniu. Kieruje nami w takich sytuacjach pierwotny instynkt, chęć przeżycia za wszelką cenę, nawet tę najwyższą, na którą nie zgodzilibyśmy się w innej sytuacji. Ten niekonwencjonalny reżyser przedstawia nam postaci takimi, jakimi są w rzeczywistości zwykli ludzie, których mijamy codziennie na ulicy. Widz może zastanawiać się co sam zrobiłby gdyby się znalazł w podobnej sytuacji i wyniki tych rozmyślań wcale nie muszą napawać optymizmem...

Na szczególne brawa zasługuje odtwórczyni głównej roli Rebecca De Mornay, która stworzyła niezwykle przekonującą i budzącą emocje postać. Oto właśnie mamy przed sobą osobę na wskroś złą, przesiąkniętą nienawiścią, uprzedzeniami ale też słabą i inteligentną zarazem. To ona niczym najdoskonalszy psycholog dostrzega niedoskonałości w małżeństwie właścicieli domu oraz rysy w stosunku do siebie grupy przyjaciół i bezwzględnie je wykorzystuje do swoich celów. Nieco niewykorzystaną bohaterką pozostaje córka Natalie, Lidia. Twórcy mogli postarać się o więcej przemian w jej sposobie myślenia. Aktorstwo biorąc pod uwagę całość produkcji jest na niezłym poziomie, irytują natomiast niejednokrotnie irracjonalne zachowania postaci, lecz jest to typowe w filmach z tego gatunku. Akcja toczy się dość sprawnie, nie ma długich przestoi. Zdjęcia i montaż również, są solidne aczkolwiek nie powalające. Dodatkowo jak zwykle zresztą popisali się polscy tłumacze, którym znowu puściły wodze fantazji przy tłumaczeniu tytułu filmu. Po co oni to robią tego nie wie nikt. To film, który śmiało można polecić fanom takich produkcji jak Piła, Wzgórza mają oczy bądź Eden Lake. Na tle wielu bliźniaczo podobnych filmów, których tytuły zapomina się zaraz po obejrzeniu, ten wypada korzystnie ze względu na świetnie wykreowaną postać Matki, nieco odmienną fabułę i wartką akcję. Obraz ten jest kierowany do miłośników gatunku, raczej nie spodoba się miłośnikom kina familijnego.

Gatunek: Thriller, Dramat
Czas: 1 godz. 52 min.
Produkcja: Kanada,USA
Reżyseria: Darren Lynn Bosman
Scenariusz: Charles Kaufman, Scott Milam
Muzyka: Bobby Johnston

Obsada:

,,Matka” Natalie Koffin - Rebecca De Mornay
Addley Koffin - Warren Kole
Johnny Koffin - Matt o’Leary
,,Ike’’ Izaac Koffin- Patrick John Flueger
Lydia Koffin - Deborah Ann Woll
Beth Sohapi - Jaime King
Daniel Sohapi - Frank Grillo

Anette Langston - Briana Evigan

Końcowa ocena 6/10


Zdjęcia pochodzą z: filmweb.pl

Drew Karpyshyn "Darth Bane:Droga zagłady" tom 1


Świat gwiezdnych wojen był mi przez wiele lat zupełnie obcy. Jako dziecko oglądałam co prawda filmy, jednak w miarę dorastania moja awersja do science fiction rosła, a wraz z nim niechęć do tej sagi. Kolejne filmy z akcją w kosmosie okazywały się większymi lub mniejszymi niewypałami w moim odczuciu, a do książek o tej tematyce również śpieszno mi nie było. Jakże miło zostałam zaskoczona, gdy za namową męża, postanowiliśmy obejrzeć sobie wszystkie części Star Wars i stwierdziłam, że... podobało mi się. Niedosyt jednak pozostał, chciałam czegoś więcej, szybko dowiedziałam się ile tomów liczy sobie księgozbiór opowieści kosmicznych bohaterów. Liczba ta spowodowała mój zawrót głowy ale i zachwyt. I tym sposobem kolejnym moim postanowieniem, jest przeczytanie wszystkich części! Tak, wszystkich i jestem mam nadzieję zupełnie trzeźwa to pisząc ;) No ale wracając do samej recenzji, mogłabym ocenić od razu całą trylogię, jednak z doświadczenia wiem, że książka książce nierówna, dlatego będę tutaj zanudzać do upadłego kolejnymi recenzjami tomów, które mam nadzieję dam radę i znajdę czas, aby przeczytać.

Akcja rozpoczyna się na długo przed powstaniem Republiki. Bohaterem książki jest silny i inteligentny chłopak o imieniu Dessel, którego życie wiąże się z małą planetą Apatros. Pracując tam jako górnik i wydobywając cortosis, który ceniony jest za swoją niesamowitą twardość, czuł, że coś mu umyka i jest stworzony do większych celów. Ciężkie warunki pracy i upokorzenia ze strony wszelkiej maści dziwnych stworów z którymi Des ma do czynienia sprawiają, że postanawia odmienić swoje życie i ucieka w świat, a raczej można by powiedzieć, że w kosmos. Trafia do "szkoły Sithów", gdzie mroczni lordowie, kształcą przyszłych wojowników ciemnej strony Mocy. Jego talenty i siła, szybko sprawiają, że staje się jednym z najlepszych rekrutów. Dodatkowo napięcie pomiędzy Sithami, a Zakonem Jedi sięga zenitu i wkrótce wybucha wojna. Des, teraz już Bane, gdyż takie przyjął imię, musi wybrać pomiędzy lojalnością wobec swoich mistrzów, a zasadami i kodeksem idei Czarnej strony, którą odkrywa, a która nie koniecznie pokrywa się z tym, co wpajano mu podczas nauki.

"Droga zagłady" to niewątpliwie bardzo udany wstęp, do całego, bogatego świata gwiezdnych wojen. Przyznam, że spodziewałam się czegoś o wiele gorszego, że będzie to w bardzo męskim wydaniu, że tak to ujmę. Same opisy walk, maszyn, robotów, broni - nic bardziej mylnego, owszem, takie wstawki również się zdarzają ale są one wyważone i nie natrętne. Fabuła jest zwarta, ciekawa i ciągle coś się dzieje. Cenię tę książkę również za kilka mądrych cytatów, jak choćby: "Honor to nagroda głupców, chwała nie przyda się martwym", "To nie tak, jak w sabaku... nie możesz spasować, kiedy masz złe karty. W życiu musisz grać tym, co masz." oraz może najbardziej oczywisty ale jakże prawdziwy, choć często nie chcielibyśmy wierzyć w jego prawdziwość: "Nie licz na pomoc innych. W końcu zawsze i tak zostajemy sami. Przeżyją tylko ci, którzy wiedzą, jak się sobą zaopiekować.".
Z czystym sumieniem polecam tę pozycję, nawet tym, którzy nie są fanami tej serii, może ona sprawi, że to się zmieni.

Końcowa ocena: 8/10


zdjęcie pochodzi z : lubimyczytac.pl


piątek, 14 listopada 2014

Pszczółka Maja (2014)



Los rodzica bywa ciężki i czasem trzeba zdobywać się na tak heroiczne czyny, jak choćby wyprawa do kina na rzeczony film. Gdyby nie mały z pewnością nie obejrzałabym tego, gdyż pomimo, że lubię animacje, ta wydaje się zarezerwowana wyłącznie dla dzieci. Czy aby na pewno? Kto nie zna tej sympatycznej pszczółki? W tym roku Maja powraca i to na duże ekrany w wersji filmowej. Czy powrót ten można zaliczyć do udanych?

Główną bohaterką, podobnie jak w serialowej wersji jest mała, ciekawska pszczółka. Na imię jej Maja i wraz z przyjaciółmi, których poznaje na swojej drodze m.in. trutniem Guciem i świerszczem Filipem, przeżywa szereg niesamowitych przygód. Tym razem to nie przelewki i los całego ula zależy od tej małej buntowniczki.

Można wyłapać podobne sceny jak w japońskim pierwowzorze, jednak brakuje klimatu i magii poprzednika. Rozumiem, że czasy inne, że dzieci chcą czegoś innego, kolorowego (widoki są na wskroś bajeczne i cukierkowe, aż do zemdlenia) uważam jednak, że nie zawsze odgrzewanie kotletów ma sens i tak też jest w tym przypadku. Muminki, Maja to tytuły, których nie da się przerobić nie tracąc przy tym tego, za co pokochały ich miliony. Mój synek nie był zbytnio zainteresowany seansem i już po kilku minutach zaczął się kręcić i być nieznośny. Na poprzednim filmie wytrwał dzielnie do końca (Samoloty 2), tutaj ewidentnie się nudził, bardziej podobała mu się reklama Paddingtona, który ma pojawić się na Święta... Zwabiona komentarzami (no nie, dałam się tak załatwić) o tym, że jest to film idealny dla małych dzieci, że świetnie się na nim bawią, że bez przemocy, bla,bla,bla. Szczerze się zawiodłam, gdyż scen śmiesznych dla dzieci jak na lekarstwo, inne maluchy na sali też się nudziły. Typowym filmem dla przedszkolaków też bym go nie nazwała, jak zwykle pojawiają się zwroty nie nadające się dla najmłodszych. Według mnie ciężko zdefiniować odbiorcę dla tego filmu, jest zbyt przesłodzony dla większych dzieci, a dla tych mniejszych za mało w nim śmiesznych scen. Dorośli bawią się na nim tak sobie, żeby nie powiedzieć wcale. Przewidywalny i mało magiczny, nie spodziewałam się dawnej Mai ale myślałam, że będzie choć trochę lepszy. Taki prawdziwie dziecięcy, bez tych głupich, nowoczesnych wstawek tekstowych. Żeby nie było, że się czepiam całkowicie, to jednak biorąc pod uwagę ostatnie tego typu produkcje, ta jest jedną z bardziej nadających się dla dzieci. Polski dubbing nie był najgorszy, na plus głos Mai i Krzysztof Ibisz, którego głosu w roli świerszcza nie poznałam.

Końcowa ocena: 5/10

zdjęcia pochodzą z: film.onet.pl, fdb.pl, interia.pl

czwartek, 13 listopada 2014

Fiodor Dostojewski "Zbrodnia i kara"



Na początku muszę wspomnieć o tym, że jest to jedna z moich najukochańszych książek. Przeczytałam ją dwa razy, ale na pewno jeszcze kiedyś do niej powrócę. Co jest w niej takiego, że pomimo bardzo ciężkiej tematyki, wszechobecnego obrazu nędzy i rozpaczy, chce się ją czytać z zapartym tchem? Mogę spróbować opisać moje odczucia, odnośnie tego dzieła, jednak bardzo ciężko mi pisać tę recenzję, gdyż w moim mniemaniu jest to arcydzieło.

Rzecz dzieje się w Rosji, roku Pańskiego 1865. Głównym bohaterem jest 23-letni, ubogi, były student prawa, Rodion Romanowicz Raskolnikow. Jego życie nie jest usłane różami, a z powodu nędzy zmuszony był zrezygnować ze studiów, pomimo, że jego umysł łaknął dalszego kształcenia. Jedyną jego ostoją, jest jego siostra Awdotia Romanowna oraz matka Pulcheria Aleksandrowna. Ta pierwsza z kolei widząc biedę, która ściąga ich rodzinę na samo dno, pragnie bogato wyjść za mąż, aby tylko polepszyć byt swoich najbliższych. Nie ważne jest dla niej to, że nie kocha swojego wybranka, pragnie jedynie, aby jej brat mógł dalej studiować, czyli robić to co naprawdę kocha. Zdesperowany chłopak obmyśla plan w którym mordując starą lichwiarkę, wchodzi w posiadanie jej dóbr, co też następuje, jednak nie wszystko przebiega tak, jak Rodia wcześniej zakładał. Wkrótce demony przeszłości, nie dadzą o sobie zapomnieć...



Szczegółowy opis Petersburga to tylko tło dla bardzo dramatycznych wydarzeń, których w tej powieści nie będzie brakować. Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest ukazanie myśli Raskolnikowa w sposób tak obsesyjny. Czytelnik momentami czuje się, jakby sam popełniał zbrodnię. Ta ogarniająca go paranoja, ogarnia i nas. Czujemy strach, napięcie, niepewność oraz przyśpieszone bicie serca. To jedna z niewielu książek, która przyprawiła mnie o szybszy obieg krwi w żyłach. Dostojewski w "Zbrodni i karze" zawarł całą gamę uczuć, emocji ale też głębszych myśli, filozofii i psychologii. To sprawia, że jest to powieść ponadczasowa, jej przesłanie nigdy się nie zestarzeje bo dotyka istoty człowieczeństwa. Czegoś z czym każdy z nas zmaga się na co dzień. Oczywiście, nie twierdzę, że każdy z nas myśli o poćwiartowaniu staruszki siekierą (chociaż z pewnością znaleźliby się i tacy) ale ciągle musimy lawirować pomiędzy dobrem i złem. Czym jest dobro, czym jest zło? Czy ludzie są tylko dobrzy, czy tylko źli? Czy tylko zły człowiek może zabić, czy może staje się złym bo zabił?Ta książka każe nam zadać sobie wiele pytań i nie ma na nie łatwych odpowiedzi, bo nic nie jest tylko białe lub czarne. Świat jest pełen odcieni szarości.

Nie śmiem oceniać tej książki w skali ale jak łatwo się domyślić, ocena byłaby maksymalna.

Recenzja od Karoli dla Karoli

zdjęcia pochodzą z: 
http://zielonadachowka.blogspot.com/2013/05/zbrodnia-i-kara-fiodor-dostojewski-blue.html
wikipediedia.org
ksiazkizbojeckie.blox.pl

środa, 12 listopada 2014

Różowa Pantera kontratakuje

Było ostatnio o komediach i o tym, że coraz trudniej znaleźć taką na której można się szczerze pośmiać. Na szczęście wystarczy poszperać w nieco starszych tytułach i nadal można znaleźć perełki. Taką perełką jest niewątpliwie Różnowa Pantera kontratakuje, jak sądzę cała seria z lat siedemdziesiątych trzyma podobny poziom. Jakoś się złożyło, że nie widziałam tego wcześniej, dodatkowo zaczęłam oglądanie nie od pierwszej ale którejś z kolei części, gdyż usłyszałam, że nie ma to większego znaczenia, a akurat tę miałam dostępną.

Fabuła w skrócie wygląda tak, że były nadinspektor Charles Dreyfus stara się za wszelką cenę zlikwidować inspektora Clouseau. Skonstruował nawet w tym celu specjalną maszynę, która w kilka sekund jest w stanie zniszczyć całe miasta. Rzesze zabójców na zlecenie starają się dopaść Clouseau, jednak gamoniowatość inspektora, jest w tym wypadku jego wielkim atutem i uchodzi cało z zamachów. Kto zwycięży? To trzeba zobaczyć.

Bardzo miło oglądało się ten sympatyczny film. Odtwórca roli pokracznego inspektora notorycznie przypominał mi Rene z Allo, Allo. Podobny wygląd i ten francuski akcent. Wiele gagów sytuacyjnych, wartka akcja i końcówka przy której popłakałam się ze śmiechu, to najlepszy dla mnie wyznacznik dobrej komedii.

Ocena końcowa: 8/10

Zdjęcie pochodzi z bloga: http://panorama-kina.blogspot.com/2012/10/herbert-lom-1917-2012.html

Pierdomenico Baccalario "Prawdziwa historia kapitana Haka"



To dopiero pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam, zawsze coś mnie odciągało i odkładałam te tytuły na później, a nadmienić warto, że jest on twórcą słynnej serii Ulysses Moore. Co prawda jego powieści ograniczają się do literatury młodzieżowej ale nie jest to dla mnie przeszkodą, nie wyzbyłam się do końca dziecka z siebie.

Historia kapitana Haka to zupełnie inne spojrzenie na losy tej postaci. Jest to opis jego lat młodości, dzieciństwa i dorastania. Nie ma co opisywać wątku fabularnego, gdyż właściwie wszyscy kojarzą o kogo chodzi, a nie chcę też napisać o jedno słowo za dużo. Pozwolę sobie zacytować "28 kwietnia 1829 roku w Windsorze rodzi się dziecko, które może odmienić losy Anglii. To nieślubny syn króla Jerzego IV i z tego powodu niemowlę i jego matka muszą natychmiast opuścić dwór. James Fry wchodzi na pokład statku, gdy ma zaledwie trzynaście lat, i od tego momentu rozpoczyna życie pirata – wkrótce stanie się najbardziej poszukiwanym człowiekiem imperium brytyjskiego. Ten wyjęty spod prawa wygnaniec ma przy sobie stary zegarek – klucz do swojej przeszłości. Do historii przejdzie jako Młody Lord, Bosy, Książę Mórz… Nikt jednak nie wie, że jest prawdziwym kapitanem Hakiem".

Książka niewątpliwie mi się podobała, szybko się ją czytało i naprawdę ciekawie zostało to wszystko skonstruowane, a postać z innej książki wpleciona w całkiem nową. Nie jest to jednak, jak niektórym mogłoby się wydawać sądząc po tytule, opis wybryków, zbrodni i seksu krwiożerczego pirata, a coś w stylu dawnych powieści przygodowych. Czegoś takiego brakowało mi w ostatnich pozycjach i cieszy mnie to, że nie zapomina się o tym gatunku. Co prawda powieść ta nie znosi porównania do choćby Robinsona Crusoe ale nie spodziewałam się po niej cudów. Miło spędziłam czas czytając i nie zawiodłam się tak bardzo. Czułam tylko niedosyt w związku z dość skąpym opisem życia pokładowego, lubię te klimaty i spodziewałam się nieco więcej ale nadal uważam to za godną pozycję. Świetnie rozwinięta została też sprawa słynnego zegarka. Reasumując polecam tę serię wielbicielom dawnych przygodówek lub tym, którzy lubią lekką lekturę.

Końcowa ocena: 7/10

Zdjęcia i cytat: 

http://www.empik.com/historia-prawdziwa-kapitana-haka-baccalario-pierdomenico,p1062028146,ksiazka-p,
http://krainabereniki.blogspot.com/2012/11/zatopione-skarby-kapitana-haka.html

Agatha Christie "Niemy świadek"




Wzięłam się za czytanie "Królowej Kryminałów", co prawda nie jest to pierwsze moje z nią zetknięcie bo przeczytałam już kilka powieści, jednak teraz postawiłam sobie za cel poznać wszystkie, przy okazji zamówienia prenumeraty. O tej autorce wiele nie trzeba mówić, bo właściwie wszystko zostało już powiedziane. Odnoszę jednak wrażenie, że zapomina się trochę o jej książkach, na rzecz nowszych kryminałów, tych bardziej mrocznych, krwistych i sensacyjnych. Czy słusznie? Christie w każdej swojej książce skutecznie przenosi nas do świata XXw. Anglii, gdzie dystyngowane damy, spotykają się z poważnymi dżentelmenami, wszyscy są bardzo eleganccy i wyrafinowani. Pomiędzy tym, skutecznie upycha ludzkie wady, słabości i zgniliznę ludzkich charakterów, nie przyprawiając przy tym o mdłości.

Niemy świadek to kolejna z wielu przygód małego Belga Herculesa Poirota. Tym razem zadanie zleca mu... nieboszczka, gdyż list który do niego wysłała denatka dociera ze sporym opóżnieniem. Jak zwykle wraz ze swoim wiernym druchem Hastingsem, zgłębiać będą tajemnice małej, angielskiej społeczności w której krąg podejrzanych zawęża się do siedmiu osób, czyli najbliższej rodziny i służby. Gwoździem do sprawy jest pies ofiary, jednak czy niemy świadek sprowadzi śledczych na właściwy trop?

Jak zwykle książka epatuje niesamowitym klimatem. Uwielbiam ten styl: lekki, nienachalny, swojski. Przyznam, że Christie niejednokrotnie wyprowadziła mnie w pole z wytypowaniem mordercy i tak było też w tym przypadku, co bardzo sobie cenię. Nic tylko poznawać tę nieśmiertelną klasykę.

Ocena końcowa: 9/10


Zdjęcie pochodzi ze strony: 

http://www.agathachristiekolekcja.pl/ksiazki/niemy-swiadek.html?category=

niedziela, 9 listopada 2014

Wyścig szczurów



Notka dla Karoliny :) Wspomnę dzisiaj o komedii, która według mnie jest jedną z czołowych pozycji w swoim gatunku. A mianowicie "Wyścig szczurów" w reżyserii Jerry'ego Zucker'a, twórcy takich filmów jak "Uwierz w ducha" lub "Czy leci z nami pilot". Ponadto był producentem i scenarzystą tego ostatniego oraz "Nagiej broni" oraz "Nagiej broni 2 i 1/2", czyli esencji dobrego humoru z niezapomnianym Leslie Nielsenem. Tym razem serwuje nam jednak akcję w zupełnie innym stylu. Bardziej dynamicznie, z większym rozmachem, nieustającą akcją i całą masą kompletnie różnych od siebie bohaterów. Co z tego wyniknie?

Donald Sinclair w tej roli fenomenalny John Cleese, jest ekscentrycznym milionerem, właścicielem kasyna w Las Vegas. Czas umila sobie urządzaniem najdziwniejszych zakładów w których biorą udział równie bogaci i znudzeni życiem milionerzy. W tymże kasynie poznajemy grupkę barwnych postaci, które nie zdają sobie sprawy z tego, że wkrótce niesione chęcią ogromnego zysku, będą przemierzać niezliczone kilometry, aby dotrzeć do celu - do miliona dolarów, który jest nagrodą w wyścigu. Mamy tutaj sfrustrowanego sędziego sportowego (w tej roli Cuba Gooding Jr) i o ile nie przepadam za jego grą w innych filmach, tutaj jest rewelacyjny i rozbawił mnie do łez. Dwóch nieprzystosowanych do życia braci, którzy nie cofną się przed dokonaniem wszelkich drobnych przestępstw, aby dopiąc celu. Rodzinę z typowym amerykańskim ojcem, który chce na wszelkie sposoby uciec choć na moment od rodziny. Ślamazarnego obcokrajowca kaleczącego niemiłosiernie język angielski (Rowan Atkinson). Stonowanego prawnika, matkę i córkę, które nie widziały się przez całe życie. Wszyscy oni wyruszają w wyścig po milion dolarów, kto wygra? Zobaczcie sami!

Mnogość charakterów głównych bohaterów, żartów sytuacyjnych, akcji, ripost i wypadków jest wprost kolosalna. Ciężko teraz uświadczyć podobną komedię, najczęściej nie dostrzegam w nich nawet jednej akcji takiej, które tu mają miejsce niemal co chwilę. Wspomniana duża liczba głównych postaci jest niewątpliwym atutem, tutaj nie ma miejsca na gwiazdorzenie, nie ma jednej osoby, która wychodzi przed szereg, każda z wymienionych postaci jest tak samo ważna i pełni istotną rolę w całości i to jest ogromny plus dla tego filmu. Reasumując uważam to za kawał dobrego kina i nawet po latach, nic nie ubyło mu ze świeżości.

Końcowa ocena: 9/10


Zdjęcia:

http://stopklatka.pl/filmy/-/15356240,wyscig-szczurow
szczecin.repertuary.pl


czwartek, 6 listopada 2014

Joy Fielding "Zabójcze piękno"


Często spotykałam się z książkami tej autorki, czy to widząc je na wszelkich wyprzedażach czy trafiając na różne komentarze w internecie w większości pozytywne. Postanowiłam się sama przekonać i kupiłam dwie powieści Fielding, druga to "Strefa Szaleństwa" i też wkrótce się za nią zabiorę. Moja opinia o "Zabójczym pięknie" jest pozytywna, choć nie powaliła mnie ta książka na kolana.

Akcja dzieje się w małym, sennym miasteczku Torrance na Florydzie. Wkrótce pozorny spokój mieszkańców zburzy wieść o seryjnym mordercy, czychającym na młode piękne dziewczyny. Wychodzą na jaw długo skrywane rodzinne sekrety, tej hermetycznej społeczności. Intrygi, zdrady, miłości oraz wszelkie problemy natury psychicznej z jakimi na codzień borykają się miliony ludzi. Niewątpliwym plusem jest też dziennik zabójcy, którym rozpoczyna się powieść. Ciekawie jest zobaczyć akcję z punktu widzenia mordercy.

Obraz ten jest obdarty ze zbędnych upiększaczy ale też bez wpadania w beznadzieję, doskonale wypośrodkowana akcja. Jest to nietypowy kryminał, gdyż skupia się bardziej na obyczajowości i psychologii niż na samej sensacji, jednak jest to jego niewątpliwy atut. Czuć tutaj kobiecą rękę, kobietę która ma wyjątkowo lekkie pióro i przyjemny, nienachalny styl. Bohaterowie, choć mogą wydawać się sztampowi, są bardzo autentyczni i ludzcy o czym wbrew pozorom nie każdy pisarz pamięta w swoich powieściach.

Przyznam, że autorka skutecznie zmyliła mnie co do wytypowania mordercy. Jest to dla mnie duży atut tej książki. Zazwyczaj nie mam z tym problemów i choć coś podpowiadało mi taką możliwość, jednak skutecznie zostałam wprowadzona w błąd za co czuję niemały wstyd przed samą sobą :) Polecam!

Ostateczna ocena: 8/10

Zdjęcie pochodzi ze strony: rema.com.pl

poniedziałek, 27 października 2014

Kac Vegas (The Hangover) 2009


Recenzja trochę ironiczna i z przymrużeniem oka ale jaki film, taka odpowiedź. Jak w tytule, dokładnie takie mam uczucia odnośnie obejrzanego niedawno Kac Vegas. Co mnie do tego skłoniło? Na co mi to było? Dlaczego ten film zyskał taką popularność? Zacznę od początku, a mianowicie mój gust filmowy jest rozległy niczym majtki Nicki Minaj. Mam wiele filmów, które uważam za interesujące z wielu gatunków: dramaty, fantasy, science fiction, komedie, głupie komedie, obrzydliwe komedie, obrzydliwe horrory, horrory, thrillery lub jednostajne filmy w których pozornie nic się nie dzieje cały czas... Mogę tak wymieniać w nieskończoność, nie trawię jedynie westernów ale to wątek na inny post. Wiele z tego co widziałam zaliczam do kaszanów ale są i wyjątki, które mniej lub bardziej polecam lub które uważam za warte choćby miniaturowej dawki uwagi. Czy zachwalany przez wielu Kac Vegas do nich należy? Mówiąc szczerze i tak i nie, sama się sobie dziwię, gdyż wolałabym stwierdzić, że kategorycznie - NIE! Ale niestety nie mogę. Może jednak coś w tym filmie jest, coś więcej niż tylko głupawe przygody czwórki, a właściwie trójki bohaterów. Coś więcej niż gość bez zęba, koleś z ciążowym brzuchem, podrywacz laluś i dama lekkich obyczajów, świętsza od Matki Boskiej. Od zawsze wiadomo, że najlepszy efekt w filmach ale i w powieściach czy serialach uzyskuje się przy zestawieniu skrajnie różnych osobowości i tak mamy i tym razem. Goście, którzy teoretycznie nie powinni mieć ze sobą nic wspólnego, wyjeżdżają do Las Vegas, aby zaliczyć coś w rodzaju wieczoru kawalerskiego. Tam przeżyją szereg dziwnych wypadków i nic nie będą pamiętać z nocy, która je poprzedziła.



Zarysu fabuły nie muszę przytaczać, większość osób ją zna, a ci którzy filmu nie widzieli nie muszą wiedzieć nic nad to, co zostało już napisane. Teraz trochę pospoileruję o ile można o tym mówić mając do czynienia z głupawą komedią, lecz są ludzie, którzy nie lubią znać zakończeń i zwrotów akcji (np ja:P) więc uprzedzam. Czego się spodziewałam po tym filmie? Na pewno czegoś więcej niż otrzymałam. Po takich reklamach, komentarzach, rankingach, gdzie nie spojrzeć Kac Vegas najlepszą komedią dekady... Boki zrywać i bić pokłony, bo oto zaiste prawdziwe arcydzieło klozetowego humoru! Wielce uradowana tą wieścią, choć nie bez sceptycyzmu, podeszłam do oglądania, po ciężkim dniu liczyłam na relaks i coś co by mnie autentycznie rozbawiło. Niestety tego śmiechu nie było za wiele, właściwie ciężko mi przypomnieć sobie takie sceny, które byłyby bardzo zabawne. Ten tygrys w pokoju, kurczak, porozrzucane meble... Takie to na siłę, takie nie śmieszne nawet po kilku kieliszkach jabłkowego cydru. Nie uświadczysz tutaj ciętych ripost, śmiesznych tekstów czy komizmu sytuacyjnego. Chińczyk starał się ratować ile mógł wątek komediowy ale nie do końca mu to wyszło, choć i tak uważam go za jaśniejszą stronę tego filmidła. Nie mam nic do głupawego humoru, wręcz bardzo lubię tego typu filmy i np. taki twór Jackassów Bezwstydny dziadek, jest na całkiem niezłym poziomie jeżeli o to chodzi bo śmiałam się na tym niejednokrotnie. Na Kac Vegas ledwie pod nosem się zaśmiałam dwa albo trzy razy. Ubolewam nad tym, że współczesnym komediom często brakuje tego, co miały te z lat 90-tych. Może po prostu mój gust lub poczucie humoru się zmieniło? Chyba nie, bo czasem zdarzają się nowsze filmy, które potrafią mnie nieźle rozbawić, więc tendencja spadkowa istnieje.


Reasumując jakie widzę wady i zalety tego filmu, wady to z pewnością to, że jest przereklamowany, mało śmieszny, komercyjny z kiepskimi dialogami i wkurzającymi aktorami. Tak, pan z nadwagą nie zdobył mojej sympatii, wydaje się niebezpieczny i psychopatyczny i nie w "poczciwy" sposób ale w negatywny. Ten który uważa, że jest w stanie poderwać wszystkie kobiety i stara się, aby w każdej sekundzie mieć idealną fryzurę i uśmiech też nie jest postacią za którą przepadam. Najlepszy z tej trójki to bezzębny dziobak. O panu młodym ciężko cokolwiek powiedzieć (po za tym, że nieźle wyglądał i mogli go zamienić z tym blondynem) bo tyle go w filmie widać, co i jego narzeczoną. Doszłam jednak do wniosku oglądając to, że wcale nie o to chodzi, abym ich lubiła. Po prostu nawet przyjemnie oglądało się ich głupie zmagania, przypominając sobie, że często faceci potrafią wpadać w podobne tarapaty. Oczywiście nie tak absurdalne ale chyba każdy, kto był na mocniej zakrapianej imprezie, wie doskonale że są i tacy, którym potem trzeba zdawać relację z tego co się działo. To w pewnym sensie taki obraz męskiej przyjaźni, jakże innej od tej kobiecej. Faceci mogą zrobić sobie świnstwo, pobić się, wyzywać ale jeżeli się pogodzą (do czego często potrzeba im tylko uścisku dłoni) wszystko jest właściwie tak jak było przedtem. Przedkładają rozwiązywanie problemów nad rozmawianiem o nich, no ale odbiegam od tematu. To jedna z zalet tego obrazu, inna to taka że cały film trzyma się kupy, nie ma przynudzania, rozciągania, przesadnego epatowania erotyzmem. Na sam koniec dodam, że połaszę się na obejrzenie kolejnych części. Choć znowu nie spodziewam się fajerwerków, to jednak jestem po prostu ciekawa tego, co słynna ekipa zrobi tym razem.

Ocena końcowa: 6/10

Zdjęcia pochodzą z bloga: http://astrange.pinger.pl/m/16222666

wtorek, 8 lipca 2014

No to start!

Witam na mym najnowszym tworze! Co prawda próby z blogowaniem już jakieś miałam (z marnymi efektami), postanowiłam tym razem jednak wytrwać w mym postanowieniu i tworzyć coś od początku do końca. A co? Hmm z pewnością nie da się tego zakwalifikować do jednej kategorii, bo będzie to odzwierciedleniem moich myśli, które są jednym wielkim chaosem. Od humoru, poprzez filozoficzne dywagacje, poważne i smutne tematy po recenzje książek czy filmów lub po prostu coś głupiego, co akurat mi się podoba lub wręcz przeciwnie. Działam też na demotywatory.pl pod pseudonimem Pierdomenico, stąd nazwa bloga taka, a nie inna. Niestety jakiś Italiano zajął mi adres z jednym N ale mówi się trudno, żyje się dalej.

Często spotykałam się z głosami, że powinnam pisać bloga lub książki (moje marzenie), spełnię więc ŁASKAWIE te prośby i zacznę pisać do bólu ;) hehe Mam nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie lub na tyle interesującego, by mógł po stresującym dniu na chwilę się zrelaksować, gdyż tego brakuje w dzisiejszym zagonionym świecie najbardziej. Zapraszam!